Z perspektywy tzw. jumpseat-u wszystko w kabinie wygląda inaczej.
To moje siedzonko w samolocie, tyłem do kierunku lotu, a przodem do pasażerów.
Skonstruowane tak, by zapewnić mi bezpieczny lot, a zarazem dać szansę szybkiej reakcji w sytuacji awaryjnej.
Przypięta czterema pasami, a konkretnie dwoma zestawami pasów: poziomo wzdłuż bioder i dodatkowo w pionie od ramion wzdłuż tułowia do pasa, widzę jednak wszystko.
Pan na 4D chowa się między siedzeniami, by sprawdzić, czy mimo formalnego zakazu na pokładzie zadziała mu telefon.
Pani na 7A odpięła pas, bo uciską ją, a chce się podnieść z fotela, by lepiej zrobić zdjęcie.
Dziecko na 9C już dawno zostało wypięte przez matkę, bo płakało, że nie lubi być przypięte pasem.
Chłopak na 11B otworzył stolik i opuścił zasłonkę w oknie – chce spać, a razi go słońce.
To zdrowy rozsądek podpowiada mi, czy reagować czy nie. Czy wziąć do ręki słuchawkę wiszącą obok mojego jumpseat-u, nacisnąć “PA”, a następnie “push to talk” i wygłosić odezwę do kabiny.
Zazwyczaj robię to tylko wtedy, gdy jest naprawdę groźnie.
Gdy ktoś nieprzytomnie wstaje przed samym przyziemieniem, chcąc iść do toalety. Gdy ktoś tuż po starcie zmienia miejsca z prawej na lewą stronę, bo tam lepsze widoki. Gdy ktoś podczas kołowania wstaje i otwiera półkę, z której mogą wypaść na głowy innych pasażerów poupychane w niej walizki.
W lżejszych przypadkach odpuszczam. Nie stresuję pasażerów.
Jestem miła, bo tak już mam. Jestem uśmiechnięta, bo po pewnym czasie uśmiechania się do pasażerów nie kontroluję już tego. Jestem życzliwa, bo lubię ludzi. Jestem cierpliwa, bo lotnictwo nauczyło mnie pokory.
Jestem zmęczona, bo spałam trzy godziny. Jestem wykończona, bo powtarza się to już któryś dzień z rzędu. Jestem głodna, bo nie było warunków, by coś zjeść w samolocie od wczesnego rana. Jestem stęskniona za domem, bo latam trzeci tydzień z rzędu poza tzw. bazą macierzystą. Jestem już skołowana, gdzie lecę i gdzie ląduję po raz czwarty tego samego dnia.
Jestem zakochana w widokach z nieba, bo tam na górze, nad chmurami, zawsze świeci słońce.
Jestem, a raczej – byłam – stewardesą.
Zapraszam do podniebnego świata!
(…)