Czy tęsknię? Za chwilami – tak. Za lataniem – teraz nie. Mam inne cele życiowe, plany, ambicje.
Gdybym chciała wrócić na pokład – nie miałabym z tym większego problemu. Ale (chwilowo?) nie chcę. Swoje zwiedziłam, zobaczyłam, przeżyłam. Masa wspomnień, masa lotniczych znajomych, masa zdjęć-widoków z nieba.
Każde zdjęcie wiąże się z jakimś wspomnieniem. Gdybym miała wybrać jedną chwilę – nie udałoby mi się. Zebrałam dziś więc ich tutaj kilka – takich, o których pamiętam najbardziej, o których być może już tu pisałam.
Lecz o takich chwilach można mówić i pisać bez końca.
1. Lot z VIPem. Jeden z krajów europejskich.
Lotnisko przeoczyło w dokumentacji, że leci z nami VIP.
Najpierw nie przysłali nam cysterny z paliwem („kursuje według grafiku, jest kolejka do tankowania, dojedzie za godzinę”), potem nie przysłali autobusu po czekających w terminalu pasażerów (wypadliśmy z kolejki na autobus, bo nie mamy wciąż cysterny), a jeszcze potem, gdy pasażerowie wreszcie dotarli pod samolot – obsługa naziemna zabrała wszystkim, w tym VIPowi walizki podręczne i laptopy, zapominając, że to prywatny czarter.
Teraz owa obsługa naziemna ma jednak problem, bo walizki nie mieszczą się w bagażniku naszego samolotu. Robią więc przetasowanie, podczas gdy my czekamy, by móc zamknąć drzwi i odlecieć.
Gdy wreszcie im się to udaje, okazuje się, że „wypadliśmy z kolejki do startu” – czyli otrzymaliśmy od wieży kontroli lotów tzw. „slot”, tj. przydzielony przedział czasowy odlotu. W naszym przypadku – przewidywany za kolejne dwie godziny.
Zimny wieczór, ogrzewanie na tym typie samolotu działa dopiero w powietrzu. Bojler z ciepłą wodą również. Jedyne, co mogę zaoferować rozzłoszczonym już porządnie pasażerom, to kubek wody mineralnej.
Podczas naziemnego serwisu zimnych kanapek i zimnej wody dowiaduję się przy okazji ile to dziesiątek tysięcy euro zapłacili za nasz czarter. Jest niedziela, godz. 21. Lot ma trwać 2,5 godziny. Mamy już 2 godziny opóźnienia i wciąż czekamy.
Jako że pora „slotu” może się w każdym momencie zmienić, pasażerowie czekają na pokładzie. Panowie piloci zamknęli się w kokpicie, oficjalna wersja brzmi, że jest im zimno. W kabinie z klnącym panem VIPem i jego świtą została – jak zwykle – stewardesa. Dziękuję, dałam radę. Musiałam.
2. Czarter z gwiazdą muzyki pop. Zagranica.
Leci wraz z zespołem z jednego festiwalu na drugi. Na pokładzie ma być także kilku dziennikarzy i producentów, którzy mają robić zdjęcia, wywiady, kręcić krótki film.
Przed lotem okazuje się, że gwiazda miała urodziny. Nasz samolot jest wówczas zbazowany w malutkiej miejscowości gdzieś w Europie. Nie ma tam nawet cukierni. Wraz z załogą mamy znaleźć tort. Jedziemy po niego 70 kilometrów w jedną stronę.
Tort ma zostać wręczony w trakcie lotu, wtedy też dziennikarze mają kręcić film. Film następnie ma być reklamą m.in. naszej linii lotniczej. Całą organizację przelotu nadzoruje więc osobiście nasz manager.
Tort to oczywiście niespodzianka, zespół gwiazdy i dziennikarze wiedzą o nim, lecz milczą jak grób, by ona sama nie domyśliła się niczego.
Gwiazda wchodzi na pokład, startujemy. Serwis odbywa się zgodnie z planem. Gdy jednak nadchodzi moment wręczenia tortu, okazuje się, że gwiazda, zmęczona wcześniejszym koncertem, śpi. Nie budzą jej ani silne turbulencje w trakcie lotu, ani hałas, który zespół celowo robi na pokładzie. Nie budzi jej nawet twarde lądowanie naszego pierwszego oficera.
Budzę ją ja sama wraz z drugą stewardesą, gdy reszta zespołu i dziennikarze, zniecierpliwieni czekaniem, już opuszczają samolot i odjeżdżają do terminala.
Tort załoga przekazuje jej tuż przed wyjściem z samolotu, przy drzwiach. Gwiazda – zaskoczona i uradowana – zaczyna robić telefonem zdjęcia z naszą załogą i obsługą naziemną oraz podpisuje się nam na serwetkach, na które rozdziela nam kawałki tortu.
Na pokład wchodzą panowie z miejscowej Straży Granicznej z psami, którzy przyjechali pod samolot specjalnie po pamiątkowe zdjęcia z gwiazdą. Też załapują się na tort.
„Impreza” na pokładzie dla załogi i służb lotniskowych trwa pół godziny. Pod samolotem czeka cierpliwie limuzyna. Dziennikarze i producenci filmowi czekają cierpliwie na gwiazdę w terminalu. Bez tortu i bez filmu. No cóż.
3. Czarter z piłkarzami nr 1. Liga europejska.
Na pokład chcą wnieść:
– ogromną tablicę z boiskiem piłkarskim, na której mają w trakcie lotu rozrysowywać taktykę (nie mieści się ona w naszej kabinie pasażerskiej),
– pokrowiec z garniturami, który „obowiązkowo musi wisieć na wieszaku, by się nie pomięły, bo mecz będzie w telewizji” (niestety nie mamy na pokładzie szafy),
– spray z lekiem dla kontuzjowanego piłkarza – spray nie może lecieć na pokładzie, bo znajduje się na liście materiałów niebezpiecznych, zabronionych do przewozu w kabinie pasażerskiej
– oraz igły do zastrzyków, które odbiera im już wcześniej obsługa naziemna na lotnisku.
Do bagażnika samolotu chcą natomiast upchnąć:
– pięć metalowych skrzyń z wyposażeniem na mecz.
Po ich zważeniu okazuje się, że możemy zabrać tylko trzy skrzynie, inaczej będziemy zbyt ciężcy i nie wystartujemy.
Jest afera, którą tłumaczę ja. Kapitan nie zna francuskiego, a drużyna słabo mówi po angielsku.
Ostatecznie dwie skrzynie odjeżdżają spod samolotu wynajętym autokarem, do którego przesiada się również kilku zawodników bojących się latać.
Wychodząc z pokładu, kłaniają się w pas kapitanowi, że „nie zgodził się zabrać tamtych dwóch skrzyń”. Kapitan dostaje nawet w prezencie koszulkę piłkarską z autografem.
W tle wręczania prezentu i robienia pamiątkowych zdjęć, o które poprosili uradowani piłkarze z fobią lotniczą, wściekły kierownik drużyny oznajmia naszej załodze, że ich klub piłkarski naszą linią już nigdy nigdzie nie poleci.
4. Czarter z piłkarkami ręcznymi, Macedonia.
Wykonywaliśmy czarter z piłkarkami ręcznymi na mecz w ramach europejskich pucharów.
Lot odbył się z nową załogą – ani ja nie znałam ich, ani oni mnie. Nigdy nie widzieliśmy się wcześniej.
(…)