Jeszcze nie dotarło do mnie, że to już.
Że po raz pierwszy w życiu mam na sobie mundur.
Jestem załogą. Lotniczą. Marzenia jednak się spełniają.
Myślę o tym, jak długo czekałam na ten moment.
Patrzę przez okno. Do dziewczyn nie mogę się teraz odzywać. W trakcie startu mają tzw. 30-seconds scan – przez ostatnie 30 sekund przed startem mają skupić się maksymalnie i powtarzać w głowie procedury i komendy do ewakuacji. Przetwarzać ewentualne scenariusze awaryjne tak, by w razie potrzeby móc szybko zareagować.
Patrzę na nie. Są skupione, nie odzywają się ani do siebie, ani do mnie. Wgapiają się w jakiś martwy punkt gdzieś w tyle samolotu, by nie rozpraszały ich spojrzenia pasażerów i nie przeszkadzały w skupieniu.
Wracam do szyby.
Ach, jaki piękny widok z góry.
Czekam, aż domy i ulice zaczną robić się coraz mniejsze, i mniejsze, i mniejsze… Staram się przypomnieć sobie w głowie, co będziemy robić zaraz po starcie, gdy kapitan wyłączy znak “zapiąć pasy”. Tak, żeby tym razem dziewczyny wreszcie mogły mnie pochwalić.
Patrzę przez okno. Hmmm… kiedy te domy zaczną robić się coraz mniejsze? Dalej widzę autostradę – jeśli dobrze się wpatrzę, odgadnę nawet marki samochodów. Hmmm… czemu wciąż lecimy tak nisko? Hmmm…
Dzwonek z kokpitu.
(…)