Dziś na jednym z moich kont w social media wywiązała się dyskusja.
Chodziło o nadprogramowe obowiązki lekarzy-rezydentów, od tego się zaczęło. Nawiązałam do regulacji w zakresie przemęczenia u personelu pokładowego i pilotów. Usłyszałam różne opinie, w tym ekstremalne, że nikt, kto jest często zmęczony, nie powinien w tym zawodzie pracować. Bo inne zawody też są zmęczone itp. itd.
Nie odbieram nikomu, przedstawicielowi żadnego zawodu, prawa do bycia zmęczonym. Nigdy jednak nie poprę opinii pt. „są zmęczeni, bo im się nie chce”. Lekarzom „nie chce się” w szpitalu, a w prywatnej klinice nagle im się chce. Stewardesa z pewnością symuluje, bo cóż tak męczącego może być w jeżdżeniu z wózkiem tam i z powrotem? A przecież inne zawody, niekoniecznie mniej odpowiedzialne, również wymagają wiele wysiłku.
Na szczęście w lotnictwie takie rozumowanie nie przejdzie.
Na szczęście. Abstrahując od innych zawodów, w których być może warto wprowadzić podobne regulacje (nie wiem, nie znam się, zostawiam to ekspertom), lotnictwo ma bardzo rygorystyczne podejście do zmęczenia. Istnieją nawet szkolenia i konferencje lotnicze w temacie zarządzania zmęczeniem załogi i jego przeciwdziałaniu.
Załogi latające na transatlantykach i ogólnie długich dystansach są zmęczone zmianami strefy czasowej, długimi lotami nocnymi bez snu (średnio 1 godz. 30 min. „snu” w trakcie 13-godzinnego lotu w nocy – tyle miałam jako członek załogi podczas rejsu nocnego Moskwa – pewien kraj Ameryki Środkowej). Gdy takie rejsy powtarzają się często, organizm może naprawdę zwariować.
Pal licho, jeśli lata się na Zachód. Załogi zgodnie twierdzą, że trudniej lata się do Azji, bo tamtejsze wczesne godziny poranne to dla nas i osób z naszej strefy czasowej – początek nocy.
Załogi na krótkich i średnich trasach nie mają lepiej. Mój grafik w lecie to do 7 dni pod rząd latania, z następującą potem 36-godzinną przerwą. I już można było znowu latać przez kolejne 7 dni.
W trakcie tych 7 dni nie mieliśmy żadnych pobytów, nocowań. 4-6 lotów dziennie i wracaliśmy do domu. Ta przyjemność zajmowała nam średnio 12 godzin. Potem parę godzin na sen i zabawa zaczynała się od nowa.
Warunki w samolocie to nie są standardowe warunki ziemskie.
Panuje inna wilgotność powietrza, powietrze jest sztucznie filtrowane, by na pokładzie można było funkcjonować. Pomijam hałas (na turbośmigłowcach wolno nam było latać w specjalnych, profesjonalnych zatyczkach do uszu, a np. badania słuchu niektórych moich koleżanek latających długo na wyjątkowo głośnym Saabie wykazywały, iż owe koleżanki lekko „głuchły”).
Wózek z jedzeniem, które serwujemy pasażerom, w pełni naładowany, waży nawet 80 kg. Popychamy go, gdy samolot jest jeszcze wciąż na wznoszeniu,
(…)
✈️ (reszta tekstu dostępna w książce, którą piszę – zapraszam już wkrótce do lektury!) ✈️
* powyższy wpis jest częścią mojej powstającej książki. Kopiowanie fragmentów bez zgody autorki jest zabronione. Dziękuję.