Tak trudne, że po pierwszych ośmiu miesiącach latania rzuciłam to w diabły,
zarzekając się przed całym światem, że to praca nie dla mnie.
Na odwyku od latania wytrzymałam cztery miesiące. Wtedy też zaczęłam nagabywać moją dawną szefową, bym mogła jednak wrócić na pokład.
Przestawić się z „funkcjonowania ziemskiego” na latanie nie jest łatwo.
Zawsze powtarzano nam na szkoleniu wstępnym, by dać sobie czas po rozpoczęciu pracy na pokładzie. Czas na przestawienie się na inny tryb funkcjonowania, inne pory jedzenia i spania, inne formy regeneracji i odpoczynku.
Organizm się bowiem buntuje. Mój próbował różnymi kolejnymi dolegliwościami dać mi znać, że nie podoba mu się mój nowy kaprys w postaci pracy stewardesy.
Najbardziej buntował się z powodu mojego nowego trybu odżywiania. Nie podobało mu się jedzenie przeze mnie śniadania raz o 4 rano, gdy wyruszałam na poranne rejsy, a raz o godzinie 13, gdy wstawałam po odespaniu lotów nocnych. Zdarzały się i kolacje o 1:30 w nocy, gdy głodna, po całym dniu latania, wracałam do domu.
Głodna i rozbudzona.
To kolejny problem załóg – gdy kończysz nocne loty, mimo zmęczenia, jesteś wciąż w emocjach i nie możesz tak po prostu, od razu, zasnąć. Czekając na sen, twój żołądek przypomina ci, że cały wieczór nic nie jadłaś. I tak nakręca się żywieniowy armagedon.
Najgorsze było jednak wstawanie w środku nocy. Zima, -15 stopni za oknem, a twój budzik dzwoni o 3:00. O 4:30 zaczynała się nasza najwcześniejsza odprawa przed lotem, tzw. briefing załogi. Zawsze na 1 godzinę 30 minut przed rozkładowym czasem odlotu. Spotykaliśmy się w biurze, by przygotować i zaprezentować sobie nawzajem dokumentację lotu.
W tym nocnym wstawaniu mężczyźni mają łatwiej, zdecydowanie. Wstają, biorą prysznic, piją kawę i wychodzą z domu. Kobiety muszą przeznaczyć odpowiednią ilość czasu na nienaganny makijaż i fryzurę. O nienagannie wyglądającym mundurze nie wspomnę.
Przed każdym odlotem wygląd jest sprawdzany przez szefową / szefa pokładu. Niektórym członkom załogi po owym przeglądzie zdarzało się – rzadko, ale jednak – że kończyli w firmowej łazience, gdzie mieli za zadanie doprowadzić się do akceptowalnego przez linię wyglądu.
Raz, na samym początku, zdarzyło się to i mnie. Mojej szefowej nie spodobał się mój kok i uczesała mnie po swojemu. Ogólnie wszystkich czesała ona po swojemu. Każdy, kto nie znał tej reguły, musiał przynajmniej raz przejść lekcję czesania według jej wzorców.
Latanie to ciężka praca fizyczna.
Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.
(…)